Zgłosił kradzież, której nie było
Nieco ponad tydzień temu mieszkaniec Konina zgłosił policjantom kradzież swojego luksusowego SUV-a. Już miała ruszyć machina poszukiwawcza, ale pokrzywdzony nagle stwierdził, że... kradzieży nie było.
Według zgłaszającego auto za 100000 zł miało zniknąć z parkingu przy centrum handlowym w Starym Mieście. Policjanci szybko ustalili, że faktycznie stamtąd odjechało, jednakże kilka okoliczności było co najmniej dziwnych i o ich wyjaśnienie poprosili właściciela samochodu.
Sporo wiadomości policjanci zdobyli w czasie pomiędzy telefonicznym zgłoszeniem kradzieży, a spisaniem odpowiedniej dokumentacji. Kiedy śledczy przyjmowali od mężczyzny zawiadomienie o kradzieży, ten w krzyżowym ogniu pytań zaczął tracić pewność siebie, aż w końcu przyznał, że kradzieży nie było i właściwie to już nic nie chce od policji.
To nie pierwszy taki przypadek, z jakim przyszło zmagać się konińskim stróżom prawa. Nie wiadomo dokładnie jaki jest odsetek zgłaszanych sfingowanych kradzieży. Właściciele mający lub przewidujący problem ze sprzedażą auta decydują się na taki właśnie ruch. Ubezpieczone auto trafia do paserów i często zanim właściciel zgłosi policji kradzież, jest już pocięte na części, a szanse na jego odzyskanie – zerowe. Innym powodem jest zwykła chęć zysku. Auto sprzedawane jest „odpowiednim” ludziom za mocno zaniżoną cenę, właściciel zgłasza kradzież i od ubezpieczyciela wyłudza odszkodowanie.
Jeżeli zawiadamiamy policję o przestępstwie wiedząc, że tak naprawdę nie zostało ono popełnione, narażamy się na spędzenie dwóch lat w więzieniu. Dodatkowo za wyłudzone odszkodowanie grozi nam aż osiem lat więzienia.
Koninianin na szczęście dla siebie w ostatniej chwili przerwał składanie oficjalnego zgłoszenia, dlatego nie usłyszy zarzutów.